wtorek, 7 lipca 2009

Sudzi Ka Halava a'la Rodzik

Tym razem uczta na słodko. Proponuję opychać się nią albo długo po, albo wręcz zamiast obiadku, bowiem ciężko się od niej oderwać, a sumienie daje o sobie znać, gdyż zatraca się kęs po kęsie.
Halava to indyjski deser rodem z kuchni Pana Kryszny. Zaspokoi nawet wybredne słodyczowe gusta, gdyż jest zwyczajnie pysznościowy!!! Można zajadać na ciepło, ale moim zdaniem lepszy jest dobrze schłodzony, magicznie znikający z lodówki...

Składniki:
- opakowanie kaszy manny (400g)
- margaryna (200g)
- szklanka (0,3l) cukru
- 2,5 szkl. mleka (750ml)
- 3 łyżeczki cynamonu
- 2 łyżeczki kurkumy
- 1 łyżeczka gałki muszkatołowej
- duża garść ulubionych bakalii
- pomarańcza


Przygotowanie:
W dużym garnku roztapiamy margarynę. Do płynnej już wsypujemy kaszę i intensywnie mieszamy. Prażymy następnie do uzyskania złotobrązowego koloru - około 20 minut, dość często mieszając, szczególnie pod koniec prażenia, gdyż niesamowicie łatwo można ją przypalić.
W międzyczasie...
Jeśli mamy garnek z podwójnym dnem - ekstra, jeśli nie, nalewamy do drugiego, zwykłego garnka odrobinę wody, a następnie mleko, zaczynamy podgrzewać. Dosypujemy cukier i przyprawy. Dokładnie mieszamy. Gdy mieszanka się zagotuje, ustawiamy możliwie najmniejszy płomień i wrzucamy dowolne bakalie. Ja dodaję garstkę rodzynek i po pół garstki orzechów ziemnych (niesolonych), płatków migdałowych i kandyzowanej skórki pomarańczowej. Gdy zauważymy, że kasza kończy się prażyć, odcedzamy bakalie z mlecznej zawiesiny. Ostrożnie wlewamy ją po trochę do garnka z kaszą i bardzo intensywnie mieszamy, UWAGA, przez moment może pryskać, strzelać i generalnie po chamsku próbować uciec! Zdławiamy rebelię, wlewamy cały płyn, wrzucamy bakalie, znów mocno mieszamy (już będzie ciężko), przykrywamy garnek i 3 minuty gotujemy na malutkim ogniu. Polecam też dorzucenie kilku kostek gorzkiej (!) czekolady, halavę z i bez czeksy łatwo rozróżnicie na zdjęciu. Następnie wyciskamy sok z pomarańczy, dolewamy do kaszuni, uwaga - ciekawostka - intensywnie mieszamy. Po minutce gotowania, halava gotowa, hurra!!!
Można atakować ją na ciepło, ciężko się oprzeć... Ale, jeśli się uda - przekładamy całość do (np.) foremki do ciasta, wyrównujemy, ugniatamy, studzimy, kroimy i haps!!! Bomba!

Koszt: 8-10 zł za całość, zależy głównie od użytych bakalii
Stopień trudności: średni
Czas przygotowania: ~40 min.





poniedziałek, 6 lipca 2009

Enchillades z sosem z Kofty

W kuchni spędzimy dziś sporo czasu, ale biorę Jezusa, Buddę i Krysznę za świadków, że warto, oj warto!!!!!! Serwujemy zmodyfikowane dania z Green Way'ea o mistrzowskim wręcz smaku! Po pierwsze Enchillada - pieczony placek tortillowy z trochę meksykańskim nadzieniem, a po drugie mega wypasiony sos (w oryginale podawany z daniem, co się Kofta zwie), który możemy z powodzeniem wykorzystać do celów rozmaitych, nawet jako bazę do pasty jajecznej! Gwarantuję, że doznania smakowe i estetyczne wynagrodzą trud przygotowania! A i cena atrakcyjniesza od tej, którą życzy sobie Green Way! UWAGA! Gwarantuję, że przepis na sos jest oryginalny, nie zdradzę jednak, jak wszedłem w jego posiadanie ;)

Porcja dla 6 osób (lub, co oczywiste, 3 na 2 dni, albo 2 na dni 3, jak preferujemy my).

Składniki (Enchillada):
- 6 dużych placków Tortilla (Wraps itp.), kupnych lub czynionych samodzielnie
- 1/2 l przecieru pomidorowego (nie koncentratu!)
- 3/4 kg pieczarek
- puszka fasoli czerwonej
- średnia cebula
- pieprz, sól, chilli, curry, oregano, majeranek, czosnek (2 ząbki)

Składniki (sos "do Kofty"):
- 50 ml oleju
- 150 ml koncentratu pomidorowego
- 50 ml wiórków kokosowych
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 1 litr śmietanki 18%
Uwaga, poniższe muszą (czytaj poniżej) być idealnie płaskie!
- 1 łyżeczka pieprzu
- 3 imbiru
- 3 kminku mielonego
- 1,5 chilli
- 3 czosnku
- 3 kolendry mielonej (można ewentualnie zmielić kolendrę w ziarnach)


Przygotowanie:

Najlepiej chyba zacząć od sosu, gdyż stale na uwadze mieć go należy. Po kolei zatem - w możliwie najwyższym garnku (pod koniec bardzo pryska) rozgrzewamy olej, dorzucamy wiórki i intensywnie mieszamy, żeby nie przypalić (dosłownie kilka sekund), na chwilę zdejmujemy z palnika, zmniejszamy gaz, dodajemy koncentrat i sok z cytryny, gotujemy stale mieszając około 3 minut. Studzimy. Następnie dosypujemy przyprawy, UWAGA, ich ilość musi być niezmieniona, jeśli oczekujemy sosu DOKŁADNIE takiego jak w knajpie Green Way!!!! W przeciwnym wypadku polecam modyfikacje. Dolewamy śmietankę i na małym gazie, często mieszając, gotujemy do zgęstnienia (około 1/2h), czyli konsystencji gęstego jogurtu. Następnie delikatnie (!!!) dosalamy - około 1/2 łyżeczki soli. Ostrożnie, jak już wspomniałem, sos strasznie pryska. Podobno istnieje prosty sposób zapobieżenia temu, jednak jeszcze go nie znam... Obiecuję, że podzielę się informacją!

Czas na Enchillady. Pieczary w plastrach smażymy, cebulę kroimy w drobną kostkę i chyc szklimy na barwę złota, przy współudziale zębów czosnku. Mieszamy je (ja to robię w woku), dodajemy fasolę i zalewamy przecierem. Przyprawiamy wedle gustu - ja odrobiną solo, łyżeczką pieprzu i chilli, odrobiną curry, majeranku i oregano. Dusimy to około 15 minut, aż elegancko zgęstnieje. Nakładamy porcję farszu na placek tortilli i składamy hmmm... na coś w stylu koperty - lewy i prawy brzeg delikatnie, dolny i górny fest ku środkowi. Zdaje sobie sprawę, że brzmi to głupio, ale każdy ma swój mózg i coś wykombinuje, pozostali może wywnioskują ze zdjęć:) Układamy na natłuszczoną blaszkę nasze cudeńka, smarujemy olejem i zapiekamy do zbrązowienia (~180 st - ~40 minut).

Na gorące, chrupiące enchillady nakładamy sporo sosu i podajemy, najlepiej z surówką z kapusty pekińskiej. Oooooooo!!! Jakie to jest pyszne!!!!!


Koszt: około 5 zł za porcję
Kalorie: ~400 na porcję
Stopień trudności: fakt, narobić się trzeba...
Czas przygotowania: ~2,5 h




niedziela, 5 lipca 2009

Calzonki o zielonym wnętrzu ze sosem czosnkowym

Znów przerwa... Usprawiedlwiam się przed sobą faktem tworzenia pracy magisterskiej. Z tym, że jej też nie napisałem... Jeszcze!!!
Dziś propozycja na obiado-kolacyję żołądek szczelnie wypełniającą. Altenatywa dla pizzy, pyszne nadzienie z czosnkowym sosikiem, przyjemny wieczór, no i ten zapach...:)

Teoretycznie to nawet 4 porcje, można oczywiście zrobić 2 wielkie choć podejrzewam, że wtedy na talerzach trochę się ostanie, celem na powrót podgrzania:)

Skłądniki (ciasto):
- 1/2 kg mąki
- 1/4 kostki margaryny (lub 1/4 szkl. oliwy z oliwek/pestek winogron/oleju)
- 2 jaja (kurze...)
- torebka drożdży suchych (8g)
- szkl. ciepłej wody

Składniki (farsz):
- mała cukinia
- 30 dag pieczar
- 25 dag brokuła (pół czyli)
- papryka zielona
- 1,5 łyżeczki soli
- 3 łyżeczki oregano (opcjonalnie)
- 20 dag groszku (pół puszki)
- 10 dag sera żółtego
- mała śmietana 18% lub jogurt grecki
- 3-4 łyżki majonezu (dobrego!)
- pieprz (łyżeszka), sól (pół łyżeczki
- 3-4 ząbki czosnku (lub taki w proszku, jeśli nie lubisz czyścić wyciskarki:)


Wykonanie:

Najpierw zajmijmy się ciastuchem. Na blat (lub do miski) wysypujemy mąkę, można ją przesiać, jeśli jest czym. Dodajemy 1 jajco, margarynę (będzie ciut bardziej kruche) lub oliwę (bardziej puszyste), drożdże, sól i oregano. Mieszamy, mieszamy. Dolewamy ok. 1/2 szkl. wody i wyrabiamy ciastucho. W razie potrzeby nawadniamy je lub domączamy, celem uzyskania optymalnego efektu - sprężystego, gładkiego, nie klejącego się do rąk, jednolitego ciasta. Gdy już nam się uda, wsadzamy je do miski wysmarowanej oliwą/olejem - głupio będzie jeśli się przyklei... Przykrywamy w miarę czystą ścierką i na godzinkę zapominamy.
W międzyczasie walczymy z farszem. Delikatnie podgotowujemy brokuła podzielonego na małe różyczki - 2-3 min we wrzącej wodzie lub 4-5 na parze. Obrane pieczary plastrujemy i smażymy. Cukinię kroimy na cienkie pół-talarki, paprykę w małą kostkę, groszek odsączamy z zalewy. Śmietanę mieszamy z majonezem, czosnkiem, solą i pieprzem.

Wyrośnięte ciastucho dzielimy na pół lub ćwierć. Toczymy 2 lub 4 kule, które następnie spłaszaczamy (nie jednocześnie...) i rozwałkowujemy na placek o średnicy ~30cm (15 przy 4 szt.). Smarujemy obficie sosikiem zostawiając 2 cm brzegu. Układamy na jednej połówce farsz warzywny ilościując wedle upodobania, posypujemy serem. Wprawnym ruchem składamy ciasto tworząc elegancki mega-pieróg. Fikuśnie zawijamy brzegi, by mieć pewność, że nic się nie rozleci. Smarujemy nasze kalzony rozbełtanym jajem, układamy na naoliwionej blaszce (choć lepiej na papierze do pieczenia) i instalujemy w piekarniku nagrzanym do 180 st. na około 40 min. Generalnie jednak co minut kilka zerknijmy, czy aby już nie trzeba zasiąść do stołu - świadczy o tym złoto-brązowa barwa naszego obiadku!


Koszt: około 3,5 zł za porcję
Kalorie: sporo... ciężko wręcz zliczyć niestety (około 500...)
Stopień trudności: średni
Czas przygotowania: ~1/2 h +niemal 2h oczekiwania